- Harry? - słyszę cichy głosik, który sprawia, że szybko otwieram oczy. Louis siedzi skrzyżnie na swojej połowie łóżka, wpatrując się we mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Przecieram powieki, za chwilę siadając w tej samej pozycji co brunet. Biorę jego dłonie w swoje, składając na nich delikatne pocałunki. - Kręci mi się w głowie.
- Połóż się, zaraz przyniosę ci tabletki - mówię, poprawiając jedną z poduszek. - Jadłeś coś? Tylko szczerze, Lou. To ważne.
- Ja...nie.
- Kładź się. - Wstaję z łóżka, idąc w kierunku wyjścia z sypialni. - Zaraz wracam. Gdyby coś się działo masz mnie wołać.
Louis kiwa głową, przykrywając się białą kołdrą.
Życie w ciągłym strachu przed końcem zabija mnie z każdą minutą. W każdej chwili serce Louisa może przestać bić. Za kilka minut mogę wrócić do sypialni i już nigdy nie usłyszeć jego głosu, nie spojrzeć w jego niebieskie tęczówki, pocałować usta, które nie odwzajemnią pocałunku. Każda sekunda jest jedną wielka niewiadomą.
Jesteśmy tak blisko pożegnania, a jednak tak dalego.
Wyjmuję z lodówki Nutelle, którą smaruję jedną połowę bułki. Jestem przekonany, że Louis nie weźmie do ust czegoś innego ani tym bardziej nie zje dwóch połówek bułki. Kładę jedzenie na niedużym talerzu, który po chwili podaję nadal leżącemu w łóżku Louisowi. Chłopak wpatruje się w kanapkę z widocznym grymasem.
- Muszę? - pyta, patrząc na mnie TYM wzrokiem.
- Musisz. - Nie ugnę się, nie tym razem.
- Ehh. - Bierze kanapkę, za chwilę robiąc małego gryza.
- Louis, proszę cię, przecież lubisz Nutelle.
- Lubiłem - poprawia mnie. - Niczego już nie lubie, ani nie kocham, poza tobą. Wszystko straciło swój sens, poza miłością do ciebie. Mój świat nie ma sensu. Jest taki...pusty i beznadziejny. W sumie dobrze, że umieram. Jestem tak cholernie zmęczony życiem.
- Louis! - Jego słowa są dla mnie jak nóż, wbijajacy sie w moje serce, z sekundy na sekunde coraz głębiej.
- Przepraszam, ja wcale tak nie myślę. Po prostu szukam pozytywnych stron tego całego gówna - wzdycha i robi kolejnego gryza. - Ale widać że takie nie istnieją.
- Nie mówi się z pełną buzią.
- Harry, błagam. Ja niedługo umre, a ty pieprzysz o dobrych manierach. - Wywraca oczami, wbijając wzrok w moją zaciśniętą dłoń. - Tabletki?
- Tak, musisz je połknąć.
- Na cholere mi tabletki. Wiesz co? Piękne jest to, jak bardzo pragniesz uratować życie, które już nie jest do uratowania. Harry, kocham cię, cholernie mocno cie kocham, ale nie potrafię zrozumieć. Po co to wszystko? W co ty się właściwie bawisz?
- Chcę, żebyś połknął te pieprzone tabletki, bo inaczej będziesz cierpiał. Mówi ci coś ból brzucha? Wymioty co kilka minut? Zawroty głowy?
- Okej, okej. Wybacz, zwracam honor.
- Wydaję mi się, że sobie ze mnie kpisz - zauważam, na co Louis kręci głową.
- Nie z ciebie tylko ze śmierci. Ile mogę się nad sobą użalać? Na to jeszcze przyjdzie czas, kiedy moje powieki będą ciężkie jak nigdy, a oddech będzie jedną z najgorszych tortur dla moich płuc. Zawsze chciałem wyśmiać śmierć. Spojrzeć jej w oczy i powiedzieć coś, czego żaden człowiek nie miałby odwagi powiedzieć. Wyszeptać "Wiesz? Możesz mnie zabrać, ale nigdy nie cofniesz czasu, nie zabierzesz wspomnień, nie zmusisz mnie, bym przestał marzyć. Ktoś kiedyś powiedział, że kiedy człowiek przestaje marzyć to umiera, ale ja nie przestanę, nigdy".
- Jesteś cholernie mądry, ale jednocześnie taki głupi.
- Wiem, ale chyba za to mnie kochasz, prawda?
- Nie tylko za to - mówię, na co Louis uśmiecha się.
- Kocham cię - szepcze, łapiąc moją dłoń i splatając nasze palce.
- Wiem, Lou. Wiem.
****
- Jaki piękny! - woła szczęśliwie Katy, wpatrując się w naszyjnik z małą przywieszką przedstawiającą wieże Eiffla. Louis uśmiecha się, patrząc na mnie. Spalta nasze palce i opiera głowę na moim ramieniu.
- To wspaniale, że ci się podoba - mówi brunet, na co kiwam głową.
- Dziękuję tak bardzo! - Katy przytula nas obu, po czym skacze szczęśliwie po łóżku.
Już za kilka dni wypisują ją do domu. Chociaż jedna dobra informacja spośród masy fatalnych.
Niall próbuje uspokoić dziewczynke, ktora zdaje się nie zwracać na niego wiekszej uwagi. Wreszcie, kręcąc głową z uśmiechem, podchodzi do nas siadając na przeciwko mnie, na brzegu łóżka.
- Nie patrz tak na mnie, proszę - mówi Louis, odwracając głowe. - Wszędzie widzę to beznajdziejne współczucie. Nie chcę go widzieć. I tak wiem, że jestem słaby.
- Nie jesteś słaby. Jesteś najsilniejszym człowiekiem, jakiego znam, przysięgam. - Niall wydaje się być przekonujący dla Louisa i jak najbardziej prawdomówny dla mnie. Blondyn ma racje, Louis jest silny, był przez cały czas.
- Louis? - Głos Katy wyrywa mnie z zamyślenia.
- Tak, skarbie?
- Oceń od zera do dziesięciu, jak bardzo się boisz? Tutaj zawsze mnie o to pytali przed jakimś zabiegiem i prawie zawsze dawałam dziesięć.
- Ohh, więc jak bardzo się boję? - Louis patrzy na mnie, a ja spuszczam głowe, czując napływające do moich oczu łzy. - Dziewięć.
- Jesteś wspaniały - stwierdza Katy, przytulając się do Louisa.
- Nie jestem - mówi Louis, odwzajmeniając gest.
- Jesteś - mówię, ściskając jego dłoń. - Jesteś najwspanialszym człowiekiem na całym świecie.
- Zgadza się - dodaje Niall. - I...cholera...tak okropnie będę tęsknił, stary. Nie potafię sobie tego wyobrazić, świata bez Louisa Tomlinsona. Nie potafię... - Przeciera oczy, pociągając nosem.
Całuję delikatnie policzek Louisa widząc, jak spływa po nim samotna łza.
- Czy... - pyta Katy, zatrzymując się w pół zdania. - Czy...ty....umierasz?
- Tak, Katy. Dlatego jestem tutaj, żeby się pożegnać - mówi, a ja podziwiam to, jak prosto te słowa przechodzą mu przez gardło.
- Ale...ja nie chcę żebyś umierał, nie chcę. - Dziewczynka przytula się do bruneta, płacząc.
- Cii skarbie, taka jest kolej rzeczy - mówi, głaszcząc delikatnie jej plecy. Tak bardzo chciałbym widzieć Louisa trzymającego tak nasze dziecko.
- Ale ja nie chcę, nie teraz, proszę - szepcze Katy w ramie Louisa.
- Będę patrzył na ciebie z góry, zgoda? Zawsze będę obok, wystarczy że spojrzysz na niebo nocą. Będę tam, obiecuję.
Katy płakała do czasu, w ktorym usnęła w ramionach Lou. Jej ostatnimi słowami przed zaśnięciem było ciche "nie bój się" do Louisa i równocześnie ostatnimi słowami, jakie Louis usłyszał z jej ust.
Pożegnaliśmy się z Niallem, który tamtego wieczoru trzymał Louis w ramionach przez dobre kilka minut, płacząc w jego koszulke, szepcząc przeróżne zdania.
Kiedy dojechaliśmy do domu, Louis poprosił mnie o to, żebym wziął gitare i kartke papieru oraz trzy koce. Kiedy poszedłem po instrument, wziął w ramiona Łatka, składając na czubku jego główki krótki pocałunek. Słyszałem, jak szepcze w jego uszko "pa maluszku" i moje serce rozbiło sie na malutkie kawałeczki bo w tamtej chwili zdałem sobie sprawę, że Louis jest już pewny. Zdałem sobie sprawę, że to stanie się tej nocy. Że tej nocy Louis zaśnie, a ja już nigdy nie obudzę go pocałunkiem.
_______________________________________________________________________
Ahh został ostatni rozdział i epilog. Nie mogę uwierzyć, że zbliżamy się do momentu, który zaplanowałam już na samym początku tego ff i który teraz będę mogła wreszcie opisać (i sobie ZNÓW popłakać, ale o tym dlaczego "znów" napiszę więcej pod ostatnim rozdziałem).
Więęęc:
Rozdział 18 - 05.02
Epilog - 07.02
:) xx
:'(
OdpowiedzUsuńaż nie wiem co napisać
nie wyobrażam sb świata bez Lou
nie sądziłem ze Niall mógłby się tak rozkleic
a Katy... oh God
już ostatnie ich chwie razem ;(
a to co zostanie nam na koniec dnia
to to kim byliśmy - chyba jakoś tak
18 już dzisiaj *0*
będzie ryk
@shipp_louis