- Poradzisz sobie? - pytam, zatrzymując Louisa. Chłopak odwraca się w moją stronę, wywracając teatralnie oczami.
- Harry, nie jestem dzieckiem. - mówi lekko zirytowany. - Nie denerwuj mnie, prosze, jestem wystarczająco zestresowany.
- Przepraszam, po prostu...
- Wiem, Harry... - przerywa mi. - Też się boję, ale będzie dobrze, prawda? Musi być.
Uśmiecham się do niego, delikatnie pocierając jego ramiona dodając mu tym choć odrobine otuchy. Louis odwzajemnia uśmiech i po chwili znika za drzwiami gabinetu.
Nie lubię tutaj wracać. Szpital to miejsce, w którym życie człowieka zaczyna się i kończy. Kiedy się rodzisz to jest mniej więcej jak "hej, wrócę tutaj za ileś tam lat i powiem wam, czy miałem fajne życie!" i wracasz z rakiem lub innym gównem, które cie niszczy, albo nie wracasz wcale. Życie i śmierć nigdy nie były sprawiedliwe, ale jeśli mam spojrzeć na to wszystko w inny sposób, to początek jest lepszy od końca. Rodzimy się bo nasi rodzice tak chcieli, to oni dali nam życie, a śmierć? Śmierć przychodzi tak nagle, tak zupełnie niespodziewanie i nikt nam jej nie ofiarowuje.
Czasami zastanawiam się, czy Louis cierpi, a jeśli cierpi, to jak ogromny jest jego ból. Nie chcę, żeby tak wyglądało umieranie. Louis umiera. Każdego dnia walczy o życie, które i tak niedługo straci. Boję się dnia, w którym odejdzie, cholernie się go boję. Boję się, że nie będę potrafił go oddać.
- Harry? - znajomy głos wyrywa mnie z zamyślenia. - Harry, wszystko okej?
Spoglądam w stronę blondyna stojącego naprzeciwko mnie.
- Cześć, Niall - mówię, wymuszając uśmiech. - Nie jest okej, jak zwykle.
- Gdzie jest Louis? - pyta. Wskazuję palcem na drzwi od jednego z gabinetów. - Och.
- To niby tylko badania, ale mam złe przeczucia. Niall, wydaję mi się, że coś jest nie w porządku.
- Wszystko będzie okej, zobaczysz. - Blondyn uśmiechnął sie delikatnie, pocierając moje ramie.
- Mam nadzieję. Co z Katy?
- Chemioterapia przebiega prawidłowo, a lekarze są dobrej myśli.
- Mógłbym ją odwiedzić? - pytam, na co Niall kiwa głową.
Przekraczam próg jednej ze szpitalnych sali, patrząc na szczupłą dziewczynkę, siedzącą na łóżku.
- Katy, patrz kto cie odwiedził! - mówi Niall, podchodząc do dziewczynki.
- Harry? - Cichy głosik sprawia, że na moich ustach szybko pojawia się uśmiech. Podchodzę do Katy, która w jednym momencie wtula się we mnie mocno, szepcząc coś pod nosem.
- Hej, Katy. - Odsuwam ją delikatnie, biorąc jej malutkie dłonie w moje. - Jak się czujesz?
- Dobrze, ale nie mam włosów - mówi, wskazując palcem na czubek głowy. - Były takie piękne, szkoda, że już ich nie mam.
- Kidy wyzdrowiejesz, odrosną i będą jeszcze piękniejsze. - Katy uśmiecha się, rozglądając się na około.
- A gdzie Louis? - pyta cicho.
- Louis ma teraz badania, ale niedługo wróci i cie odwiedzi. Ma dla ciebie niespodzianke.
- Powinieneś do niego iść - stwierdza, wzruszając ramionami. - Jak miałam badania to Niall i tatuś byli przy mnie cały czas, przez co nie bałam się tak bardzo.
- Więc myślisz, że powinienem do niego pójść? - pytam, na co Katy szybko kiwa głową.
- Kochasz go, a jak się kogoś kocha, to się przy nim jest - stwierdza. - Idź do Louisa, on na pewno chce, żebyś przy nim był.
- Ale nie wiem, czy mogę. Wątpie żeby mnie wpuścili.
- To poczekaj przed drzwiami na niego.
- Wiesz, chyba tak zrobię - uśmiecham się delikatnie.
- Idź do niego, ja tu na was poczekam - mówi, odwzajemniając uśmiech.
- Katy ma racje, powinieneś teraz do niego iść, chociażby poczekać na korytarzu - stwierdza Niall, zgadzając się z kuzynką.
- Macie racje. - Wstaje szybko, idąc w stronę wyjścia z sali. - Niedługo wrócę, obiecuję.
Siadam na jednym z krzeseł, stojących przed gabinetem, do którego niedawno wchodził Louis. Mija pięć minut, potem piętnaście, dwadzieścia pięć, a Louisa nadal nie ma. W końcu decyduję się zapukać do gabinetu. Drzwi otwiera mi starsza kobieta, prawdobodobnie jedna z pielęgniarek.
- Mogę w czymś pomóc? - pyta.
- Niedawno do tego gabinetu wchodził taki młody chłopak, bordowa bluza, czarne rurki, kojarzy pani?
- Och, tak, niedawno zabrano go do innej sali.
- Jakiej sali?
- Bodajże sali badań, piętro wyżej, numer dwadzieścia cztery.
- Dziękuję bardzo.
Szybko biegnę po schodach do sali badań. Przez cały czas próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu zabrano tam Louisa. Przecież to miały być zwyczajne badania, nawet bez kłucia czy innych tego typu rzeczy. Być może coś sie skomlikowało? Mam nadzieję, że moje przypuszczenia nie są trafne.
Po piętnastu minutach widzę Louisa wychodzącego z sali. Za nim idzie lekarz, który nie wygląda na szczęsliwego. Louis siada obok mnie, nawet na mnie nie patrząc. Chowa twarz w dłoniach, odwracając się do mnie plecami.
- Mógłbym pana prosić? - Mężczyzna zwraca się do mnie, na co kiwam głową.
- Poczekaj tu, zaraz wrócę - mówię do Louisa i nawet nie wiem, czy moje słowa do niego dotarły.
- Proszę usiąść - mówi doktor, wskazując na jedno z drewnianych krzeseł, nieco oddalonych od tego, na którym siedzi Louis. - Mam dla pana złą wiadomość. - W jednej chwili wszystko jakby stanęło mi przed oczami. Jaką złą wiadomość? Co jeszcze może mnie zaskoczyć? - Stan Louisa pogarsza się. Być może tego nie widać, bo to dopiero początek.
- Początek czego?
- Umierania. Louis umiera. Jego organizm powoli przestaje prawidłowo funkcjonować. Na prawdę przykro mi to mówić, ale pozostało mało czasu.
- Ile? - pytam, nie zwracając uwagi na łzy spływające po moich policzkach.
- Skrócił się do miesiąca, albo nawet trzech tygodni. Za trzy dni podepniemy go do aparatu podtrzymującego jego serce, chyba, że...
- Chyba, że co?
- Chyba, że pacjent nie wyraża zgody. Wtedy pozostaje jedynie tydzień, może nawet krócej. Niech pan z nim porozmawia, ale nie dzisiaj. Widać, że chłopak jest w bardzo złym stanie. Proszę zabrać go jak najszybciej do domu.
- Dobrze - mówię, powoli wstając i idę w kierunku Louisa. - Do widzenia.
Podchodzę do bruneta, biorąc jego kruche ciało w ramiona. Chłopak płacze, wtulając się we mnie.
- Cii - szepczę. - Nie płacz skarbie, słyszysz? Wszystko jest w porządku, nie płacz.
- Nie oszukuj mnie i siebie - mówi nagle, wyrywając się z moich objęć. - Nic nie jest w porządku, rozumiesz? Nic.
- Louis, proszę...
- O co prosisz?! O co ci znów chodzi, co?! Ty zawsze tylko potrafisz mnie albo o coś prosić, albo mi coś kazać! Louis to, Louis tamto, Louis nie płacz, Louis nie denewruj się. Gdybyś tak jak ja umierał, nie mówiłbyś tak! Wiesz, jak ja się czuję?! Dla ciebie nie liczą się moje uczucia! Nie liczy się dla ciebie to, że cierpię i mam wszystkiego dość! Nie chcę być podłączony do tej zasranej maszyny! Chcę umrzeć! Chce wreszcie mieć to za sobą! To wszystko! Moje całe beznadziejne życie! - krzyczy, nie zwracając uwagi na ludzi wokół. - Daj mi wreszcie pieprzony spokój i pozwól mi odejść! Tak będzie lepiej i dla mnie i dla ciebie! Zrozum wreszcie, że umieram cały czas, a ty tylko to wszystko spowalniasz! Jesteś takim pieprzonym egoistą.
- Louis, przestań, błagam cię, nie mów tak.
- Daj mi wreszcie spokój! Jedź do domu i zostaw mnie w pieprzonym spokoju! - Louis chowa twarz w dłoniach. Kucam przed nim, kładąc dłonie na jego kolanach.
- Nie płacz, skarbie - mówię cicho. - Chodź, jedziemy do domu.
- Widzisz, jak to wszystko mnie niszczy? Nawet nie umiem nad sobą panować, jestem taki beznadziejny.
Nie jesteś beznadziejny, Lou. Beznadziejne jest to, że cie tracę. Beznajdziejne jest to, że za kilka dni twoje życie zależeć będzie od gównianej maszyny i beznadziejne jest to, że nie potrafię nic zrobić.
Nie umiem.
Jestem taki bezsilny...
_____________________________________________________________________
Do końca zostały 3 może 4 rozdziały i epilog. Następny w piątek lub sobotę :) x
Lou tak prawdziwie to krzyczał *0*
OdpowiedzUsuńmokre oczy mam
ale w zasadzie to ma rację, lepiej umrzeć od razu niż się męczyć skoro już i tak nie ma sił
biedny Lou, biedny Harry ;(
nadal wierze ze bd jakiś cud i Loulou bd normalnie funkcjonowal
byłoby super!!
czekam na nn i życzę weny, dużo weny ;)
@shipp_houis
ps. moglabys informowac? dziękuje ;3
jejciu, jest przed 7 a ja już ryczę XD
OdpowiedzUsuńwiedziałam, że w końcu Louis będzie umierał , ale nadal we mnie jest jakąś cząstka nadziei ze jego stan się poprawi �� @luuvmyheroes