- Tak bardzo cie kocham - mówi Louis, patrząc na czerwoną kłódke, którą wieszam na tak zwanym "moście zakochanych". Jest późno, jakaś pierwsza w nocy, a my wybraliśmy się na dość długi spacer. Czy to szaleństwo? Możliwe, ale tak właśnie można określić miłość. To uczucie jest jednym wielkim szaleństwem, ale właśnie to sprawia, że jest tak bardzo wyjątkowe i doceniane.
- Ja ciebie też kocham, bardzo mocno. - Przyciągam do siebie Louisa, składając delikatny pocałunek na jego ciepłych wargach. Chłopak odwzajemnia gest, za chwilę go pogłębiając. Językiem dotykam delikatnie jego warg, podniebienia. Całujemy się wolno, ale z ogromnym uczuciem, które łączy nas już od ponad dwóch lat. W jednej chwili Louis popycha mnie delikatnie, a ja upadam na ziemie, śmiejąc się.
- Ups, przepraszam - mówi i szybko składa krótki pocałunek na moim czole. - Dobrze, że tu nikogo nie ma bo jeszcze ktoś by pomyślał, że się nad tobą znęcam - śmieje się uroczo, wstając i podeje mi ręke.
- Jesteś stuknięty - rzucam, a uśmiech wciąż nie zchodzi z mojej twarzy.
- Być może, ale tylko przy tobie. - Chłopak wtula się we mnie, patrząc na naszą kłódke, wiszącą pośród masy innych.
- Louis? - zaczynam cicho.
- Tak? - pyta, nawet na chwilę nie odrywając się ode mnie.
- Chciałbym ci coś dać - mówię, odsuwając go delikatnie. Wyjmuję z kieszeni małe pudełeczko i kładę je na drobnej dłoni chłopaka, uśmiechając się lekko. - Otwórz.
Louis chwile wpartuje się w pudełeczko aż wreszcie otwiera je, przez chwile zamierając w bezruchu.
- Harry, to... - zaczyna, a w jego oczach widoczne są łzy. Klękam przed nim, biorąc jedną z jego dłoni w swoje.
- Louis, wiem, że zostało nam niewiele czasu, ale...wiesz co? To nieprawda, została nam cała wieczność. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że kiedy się kogoś kocha nawet śmierć nie jest w stanie ugasić tego uczucia. Nawet śmierć nie jest w stanie rozłączyć dwóch zakochanych serc. Śmierć nie jest deszczem i nie jest w stanie ugasić ognia miłości. Przysięgam, że będę kochał cie zawsze. I nawet kiedy twoje powieki opadną, a serce przestanie bić, będę kochał cie najmocniej i najsilniej, jak tylko się da. Pomogę ci przejść przez najciemniejszą z dróg, pomogę ci dostać się do miejsca, do którego powinieneś trafić, do miejsa, w którym śpiewają i tańczą anioły, do miejsca, w którym będziesz mógł wreszcie odzyskać swoje skrzydła, które zgubiłeś przychodząc na świat. Jesteś aniołem, kochanie. Jesteś aniołem, który mnie uratował. - Wstaje powoli, patrząc w zaszkolne przez łzy oczy chłopaka. - Kocham cie z całych sił, Louis. Kocham cie bardziej od dnia i nocy. Kocham cie bardziej od pór roku, od miesięcy, od wszystkich ludzi ma świecie. Jesteś moim wszystkim, moim małym aniołkiem, moim światełkiem, promyczkiem, słoneczkiem. Tak bardzo cie kocham.
- Harry... - zaczyna Louis załamanym głosem, ale nie pozwalam mu dokończyć.
- To są obrączki, kochanie. Nie chcę czekać na ślub, bo może być za późno. Chcę, żebyśmy dla siebie byli małżeństwem i nie potrzeba nam niczyjego potwierdzenia naszej miłości. - Wyjmuję jedną obrączke z pudełeczka i biorę trzęsącą się dłoń Louisa w swoją. - Louisie Williamie Tomlinsonie, obiecuję kochać cie z całych sił do końca moich dni, a jeśli po śmierci jest życie to obiecuję kochać cie również w nim. Nie oddałbym wszystkiego, żebyś był zdrowy, bo to ty jesteś moim wszystkim, Lou. Louisie Williamie Tomlinsonie, czy zostaniesz moim mężem? Tu i teraz?
- Hazz, ja... boże, dlaczego to robisz? - pyta nagle, a łzy spływają po jego policzkach. - Moje serce za chwile nie wytrzyma. Boże, tak strasznie cie kocham, tak bardzo. Styles, ty pieprzony romantyczny idioto.
- Czyli odpowiedź brzmi tak?
- Tak! Cholera, Harry, oczywiście, że tak! - Uśmiecham się, wsuwając jedną z obrączek na palec Louisa.
- Nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę - mówię, patrząc na chłopaka, który przygląda się obrączce. - Tak bardzo cie kocham.
- Ja ciebie też kocham, Harry, ogromnie i... - przerywa, biorąc głęboki oddech. - Jesteś wszystkim co mam. Harry, jesteś dla mnie jak powietrze, bez którego nie umiałbym żyć. Jesteś dla mnie najważniejszy na całym świecie i kiedy dowiedziałem się, że umieram pierwszym o czym pomyślałem nie był ból czy obawa przed śmiercią, pierwsze, co przyszło mi do głowy to strach. Nie strach przed umieraniem, strach przed pożegnaniem się z tobą. Bałem się i nadal boję się z tobą pożegnać, bo kiedy powiem to ostatnie cholerne "do widzenia" i usłyszę je z twoich ust będę wiedział, że wszystko się skończyło. Będę wiedział, że to koniec, że żegnamy się już na zawsze. Ostatni pocałunek, ostatni dotyk, ostatnie słowa, a ja tak bardzo nie chcę, żeby to wszystko się kończyło. Boję się, Harry, cholernie się boję. Obiecaj, że będziesz trzymał mnie w ramionach, kiedy będę zasypiał i obiecaj, że nie powiesz mi "do widzenia". Nie mów mi tego, Harry. - Louis ociera łze spływającą po jego policzku i delikatnie ściska moją dłoń. - Harry, obiecuję kochać cie z całych sił do końca moich dni, a jeśli po śmierci jest życie, to obiecuję kochać cie również w nim. - Uśmiecham się delikatnie na moje słowa zapamiętane przez chłopaka idealnie. - Harry Edwardzie Stylesie, zostaniesz moim mężem, czyniąc mnie największym szczęściarzem na ziemi?
- Oczywiście, że tak, głuptasie - Louis uśmiecha się szczerze, wsuwając obrączke na mój palec po czym składa na moich ustach długi pocałunek.
- Czyli od teraz jesteśmy małżeństwem? - pyta, odsuwając się delikatnie.
- Tak, kochanie. Może nie takim oficialnym, ale jesteśmy - tłumaczę, po czym delikatnie całuje czubek nosa Louisa.
Wtuleni w siebie, ze splecionymi palcami dłoni wracamy do hotelu. Dzień nie był męczący. Na śniadanie poszliśmy do tej samej restauracji, co poprzedniego dnia z tą różnicą, że poprosiliśmy o coś specjalnego. Kelner przyniósł nam wyśmienitą jajecznice, pyszne grzanki i sok jabłkowy. Po posiłku zabrałem Louisa na któtki spacer po okolicach. Szliśmy uliczkami Paryża, podziwiając piękno tego miasta. Wieczorem wybraliśmy się do restauracji, z której kelnerka w pewnym momencie musiała nas wyprosić, bo zbliżała się północ i musieli zamykać, a ja i Louis zupełnie straciliśmy poczucie czasu. Po kolacji wybraliśmy się na kolejny spacer, tym razem do miejsca, nazwanego przez francuzów "mostem zakochanych". Ten dzień minął nam bardzo szybko, ale był naprawde wspaniały, a zakończenie go sprawiło, że pokochałem Paryż jeszcze bardziej.
- Dzisiaj o dwunastej powrót do domu - wzdycha Louis, zdejmując z siebie przemoczoną bluzke. - Cholerny deszcz, akurat musiał nas spotkać jak zostało nam dosłownie kilkanaście kroków do hotelu.
- Kochanie, jest noc, nie myśl teraz o dniu, okej? - mówię, podchodząc do niego i składam delikatny pocałunek na jego mokrym czole.
- Postaram się. - Uśmiecha się, rzucając koszulkę na podłoge obok drzwi od łazienki. - Możesz się przesunąć? Muszę zdjąć spodnie.
- A co, jakbym to ja ci je zdjął, hm? - Kładę dłonie na biodrach chłopaka i przyciągam go do siebie, wpijając się w jego ciepłe usta. Całujemy się tak, jakby miał to być nas ostatni pocałunek, ostatni dotyk. Rozpinam rozporek Louisa, przygryzając jego warge. Chwytam jego biodra, podsadzając go do góry po czym kładę go na łóżku ani przez chwile nie odrywając się od chłopaka. Po chwili zdejmuję jego spodnie i rzucam je gdzieś obok łóżka.
- Harry - szepcze Louis, próbując zdjąć ze mnie koszulkę. Kiedy mu się to udaje, wplata palce w moje włosy, patrząc na mnie chwile. - Kochaj się ze mną.
Uśmiecham się, kiwając głową.
- Wedle twojego rozkazu, książe - mówię, po czym przenoszę usta na jego szyję i składam na niej mokre pocałunki. Louis wzdycha cicho, odchylając głowe. Jego dłonie wędrują po moich plecach, zostawiając lekkie zadrapanie na mojej skórze. Przenoszę pocałunki na jego obojczyki, klatke piersiową, brzuch. Powolnym ruchem zdejmuję jego bokserki, które za chwilę również znajdują swoje miejsce przy łóżku.
- H-harry, zrób to, p-proszę - mówi cicho, na co kiwam głową. Sięgam do szafki, w której znajdował się lubrykant. Wyciskam wystarczającą ilość zawartości na palce i siadam pomiędzy nogami Louisa.
- To będzie trochę zimne - ostrzegam go, po czym delikatnie rozprowadzam żel. Louis wzdycha cicho, a pod moim dotykiem jego plecy wyginają się w łuk. Po chwili kładę jego nogi na moich ramionach, nachylając się nad chłopakiem. - Gotowy? - pytam, na co Louis szybko kiwa głową. Składam krótki pocałunek na jego czole, po czym powoli wchodzę w niego, patrząc w jego niebieskie tęczówki, które za chwilę przysłaniają powieki. -Wszystko dobrze?
- T-tak, Harry, tak, jest okej - mówi, otwierając oczy. To niesamowite, jak wielkim zaufaniem darzy mnie ten chłopak i jestem mu za nie ogromnie wdzięczny.
- Zaczynać? - pytam, na co Louis kiwa głową. Zaczynam poruszać się w nim, z początku wolno, ale gdy widze, że chłopak zaczyna czerpać z tego przyjemność i nie czuje już bólu, przyśpieszam ruchy. Co chwile słyszę Louisa, wołającego moje imię i muszę przyznać, że cholernie mi się to podoba, zawsze mi się podobało i mam do tego ogromną słabość. Dochodzę razem z nim, opadając w jego ramiona. Nasze oddechy wydają się być zgrane a ciała pasują do siebie idealnie.
- Kocham cię - mówi Louis, całując mnie delikatnie. - Tak cholernie cie kocham.
- Ja ciebie też, skarbie.
Splatam nasze palce i kładę głowę na jego klatce piersiowej, a chwilę po tym zasypiam.
***
- Masz wszystko? - pyta Louis, na co kiwam głową.
- Więc wracamy do domu... - mówię, biorąc na ręce walizki i pakuję je do bagażnika samochodu.
Po godzinie jesteśmy na lotnisku, na którym już czeka nasz samolot. Louis żegna Paryż, robiąc ostatnie zdjęcie z okna samolotu.
- O cholera. - mówię nagle, a Louis patrzy na mnie pytająco. - Nie byliśmy na wieży Eiffla.
- I dobrze, mam lęk wysokości, nie przeżyłbym tego - stwierdza Louis, kładąc głowę na moim ramieniu. - I tak to były jedne z najlepszych dni mojego życia, Harry.
- To dobrze. - Uśmiecham się, wplatając palce we włosy Lou.
- Dziękuję, Harry - mówi cicho, robiąc opuszkiem palca małe kółeczka na mojej dłoni.
- Za co?
- Za wszystko, Hazz, za wszystko co dla mnie robisz, za to, że jesteś. Za wszystko.
- Proszę, kochanie.
Kiedy samolot odrywa się od ziemi, Louis gwałtownie odsuwa się ode mnie.
- Co się dzieje? - pytam nieco przestraszony zachowaniem Louisa.
- Zapomnieliśmy kupić pamiątki dla Łatka - oznajmia, na co wybucham śmiechem.
- Chodź tu, głuptasie. - Przyciągam go do siebie, składając delikatny pocałunek na jego skroni. - I nigdy, przenigdy mnie tak nie strasz.
_____________________________________________________________________
Jeszcze raz ogromnie przepraszam, że tak późno dodaję ten rozdział :( Potrzebowałam małej przerwy od pisania, której niestety nie przewidziałam wcześniej.
Następny rozdział prawdopodobnie w niedziele :) x
za-je-bis-ty
OdpowiedzUsuńznowu!! ja nie wiem jak Ty to rb x
no aż mi serio słów brakuje
oby tak dalej ;)
życzę dużo weny i do nn :3
@shipp_houis (kiedys @bicz_plisss)