plakat

plakat

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 9


Patrzę na Louisa układającego swoje ulubione książki. Chłopak staje na palcach próbując ułożyć pierwszy tom Harry’ego Pottera na najwyższej z półek i wygląda przy tym niezwykle uroczo. Mimo starań nie dosięga, więc podchodzę do niego i delikatnie odwracam w swoją stronę. Louis uśmiecha się kiedy chwytam go za uda i podsadzam do góry.
- Nienawidzę tego, że jestem taki niski – mówi, a ja kręcę głową.
- A ja to kocham, wiesz? – Stawiam Louisa na podłodze i biorę jego dłonie w swoje. – Kocham to, ponieważ kiedy cię przytulam, mogę objąć cię całego, a ty możesz ułożyć głowę na mojej klatce piersiowej i słyszeć moje serce, które bije tylko dla ciebie.
- Sam to wymyśliłeś? – Louis chichocze, a ja składam delikatny pocałunek na czubku jego nosa.
- Powiedzmy. – Uśmiecham się.
- Harry – szepcze po chwili. – Zabrałeś z naszego mieszkania listę, prawda?
- Tak. – Przypominam sobie kawałek papieru, którego tak bardzo nienawidzę. To nie tak, że nie chcę pomóc Louisowi w spełnieniu jego pragnień czy marzeń, ja po prostu nie umiem sobie poradzić z myślą, że jeśli wszystkie punkty zostaną skreślone, jego już nie będzie. Ostatni punkt jest jak koniec całej naszej historii, jak ostatni akapit w książce. Czasem nie potrafię zrozumieć, dlaczego się jeszcze trzymam. To wszystko tak cholernie boli, do granic możliwości.
- Harry, niedługo zostaną jedynie dwa miesiące – mówi, a ja wzdycham, próbują powstrzymać łzy cisnące się do moich oczu. – Zawsze chciałem mieć tatuaż…
- Ubieraj się. – Louis patrzy na mnie pytająco.
- Słucham?
- Ubieraj się, jedziemy zrobić tatuaż – powtarzam, wzruszając ramionami.
- Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie. – Louis uśmiecha się szczerze i po chwili łączy nasze usta. - Tak bardzo cię kocham.

Jego uśmiech. Jego cholerny uśmiech, który potrafi rozświetlić najbardziej pochmurny dzień. Gdzie będę mógł go ujrzeć, kiedy jego zabraknie? Jedynie na fotografiach. Będę trzymał nasze wspólne zdjęcia i wspomniał momenty, w których byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Pamiętam, jak moja mama płakała przeglądając nasz rodzinny album. Pamiętam, jak powiedziała mi, że tęskni za tatą całym sercem, i że oddałaby wszystko, żeby był z nami. Pamiętam jej łzy spływające po fotografiach. Kiedy byłem mały i nie rozumiałem, gdzie jest tata ona mówiła, że musiał wrócić tam, skąd do nas trafił. Mama wierzyła i chyba nadal wierzy, że tata był aniołem i może to prawda? Może powinienem poprosić go, żeby zaopiekował się Louisem? To wszystko wydaje się takie dziecinne, ale to przecież dzieci zawsze mają najszczersze myśli, prawda?  Być może wiedzą więcej, niż nam się wydaje.
I nawet teraz, siedząc w aucie z Louisem myślę o tym, jak bardzo naiwny jestem. Ludzie wmawiają nam od zawsze, że ci, którzy odchodzą po prostu znikają i nigdy nie wracają. Ich dusza umiera, ich ciała także, zakopane głęboko pod ziemią lub spalone.  Może jest zupełnie inaczej? Sam nie wiem, co o tym myśleć. Chciałbym wierzyć, że Louis nie odejdzie, że zostanie pomimo, że nie będę w stanie go ujrzeć. 
Nie wiem. Nie rozumiem i być może nie potrafię zrozumieć, nie chcę zrozumieć…

***

- Będzie boleć? – Słyszę pytanie Louisa i odwracam głowę w jego stronę. Chłopak jest blady, a jego ciało wygląda, jakby było przykute do krzesła.
- Trochę, ale to naprawdę nic –mówi mężczyzna, który za chwilę ozdobi jakąś część ciała Louisa czarnym tuszem.
- Może jednak do ciebie przyjść? – pytam, ale Louis patrzy na mnie i kręci głową.
- Ten tatuaż ma być niespodzianką – wyjaśnia, a ja wywracam teatralnie oczami i wracam do czytania jakiegoś czasopisma.

  Po dwóch godzinach czytania babskich gazet widzę  Louisa, który  podchodzi do mnie szczęśliwy, z czymś w rodzaju bandaża na nadgarstku lewej ręki.
- I jak? Bolało? – pytam, ale Louis kręci głową z dumą. Uśmiecham się, składając pocałunek na czole chłopaka. – Poczekaj tu, idę zapłacić.
- Już to zrobiłem – mówi, a ja przyglądam mu się pytająco.
- Skąd miałeś pieniądze?
- Kiedyś wspomniałem przy twojej mamie o tatuażu i dała mi na niego pieniądze. Nie chciałem ich przyjąć, bo to za duża suma, ale nalegała, a ja nie chciałem sprawić jej przykrości. Twoja mama jest aniołem.
- Och, w porządku.
Louis uśmiecha się, zerkając na swój zasłonięty nadgarstek.

Przez całą drogę do domu zastanawia mnie, co przedstawia tatuaż, który zdobi jego ciało. Chłopak jest z niego naprawdę zadowolony, bo uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Uwielbiam patrzeć na jego promienisty, niewymuszony uśmiech, który ostatnio pojawia się bardzo rzadko. Chciałbym, żeby Louis już zawsze był tak szczęśliwy, nawet, jeśli to ,,zawsze’’ to jedynie dwa miesiące i kilka dni.

***

 Louis staje przed lustrem i powoli zdejmuje bandaż. Podchodzę do niego, po czym całuję jego skroń.
- Nie wiem, czy ci się spodoba – mówi, kiedy tatuaż zasłania już jedynie jego drobna dłoń. Patrzy na to miejsce i wzdycha cicho. Staję przed nim i chwytam jego podbródek.
- Na pewno jest piękny. – Muskam delikatnie jego usta, na co Louis uśmiech się lekko. – Poza tym to nie mnie ma on się podobać, tylko tobie.
- Ale on jest w pewnym sensie dla ciebie.
- Więc go pokaż.
Louis chwilę stoi bez ruchu, ale wreszcie decyduje się zabrać dłoń.  Tatuaż, który zdobi jego nadgarstek przedstawia kotwice. Jest niewielki, ale wygląda naprawdę ślicznie.
- I co myślisz? – pyta niepewnie, kiedy biorę jego lewą dłoń w swoje i wpatruję się w pokryte czarnym tuszem miejsce na jego ciele.
- Jest piękny – mówię zgodnie z prawdą. – Ale dlaczego kotwica?
- Kotwica symbolizuje chęć pozostania na wyznaczonym miejscu. Chciałbym po prostu zostać tu, gdzie jestem. Chciałbym żyć dalej. Być z tobą i nic nigdy nie zmieniać. Nie mogę tego mieć, dlatego pod tym tatuażem jest też mały napis, spójrz.
Rzeczywiście. Pod kotwicą widnieje malutkie ,,I can’t’’ z daleka nie widoczne dla oka. Muskam ustami to miejsce, po czym powoli zdejmuję koszulkę Louisa.
- Co robisz? – pyta zdezorientowany, ale nie odpowiadam. Staję za nim, wpatrując się w jego lustrzane odbicie. Louis spuszcza głowę, kiedy zatrzymuję wzrok na jego brzuchu. W głowie mam Louisa sprzed dwóch lat. Tego uśmiechniętego chłopaka, o idealnym ciele. Tego, w którym się zakochałem. On nadal tu jest, stoi przede mną, ale…gdzie podziało się jego dawne ciało? Gdzie podział się ten uroczy brzuszek, którego on tak nie lubił, bo uważał, że był za duży, a który ja tak bardzo kochałem? Gdzie podziały się te ramiona? I dlaczego widać jego żebra?
- Louis… - szepczę, stając z powrotem przed nim.
- Widzisz, Harry? Znikam. Powoli się rozpadam, jak potłuczona szklanka. Niedługo nic ze mnie nie zostanie. I to nie dlatego, że nic nie jem. Staram się jeść, chociaż wcale nie mam ochoty. Coś we mnie mnie niszczy. Nie mów, że to przeze mnie. To nie moja wina, naprawdę. Nie chcę być taki, nie chcę.
Po policzkach Louisa spływają łzy, które szybko wycieram opuszkami palców.
Nienawidzę patrzeć na niego, kiedy płacze. Wygląda wtedy, jakby cierpiał, a ja nie mogę nic z tym zrobić.
- Cii, nie płacz – mówię cicho, biorąc jego kruche ciało w ramiona. – Jesteś piękny.
- Dlaczego to musi tak wyglądać? Nie mogę po prostu umrzeć teraz? W tej chwili? Mam dość myślenia o śmierci i o tym, kiedy to nadejdzie. Nie chcę tak żyć, Harry, tak bardzo nie chcę już żyć. Pomóż mi umrzeć, teraz.  
- Louis, co ty mówisz? – pytam, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. Co on do cholery mówi?  
- Napraw mnie, lub pozwól mi odejść. Nie zniosę tego. Dlaczego nie mogę umrzeć teraz?! Mam tego wszystkiego dość! – krzyczy, wyrywając się z moich objęć. – Jesteś okropnie samolubny! Nie obchodzi cię to, że się męczę! Nie obchodzi cię to, że każdej nocy, kiedy śpisz, wymiotuję. Nie obchodzi cię to, że mam dość brania tych cholernych tabletek! Nie obchodzi cię to, że zasypiam czując się tak jak kiedyś, ale kiedy się budzę, znów jestem chory! Każdego ranka zastanawiam się, czy będę w stanie wstać z łóżka! Każdego wieczora zastanawiam się, czy się obudzę, czy nie zasnę na zawsze, zostawiając cię bez słowa! Gdybym był samotny, już dawno byłbym martwy. Jesteś jedynym powodem, dla którego jeszcze żyje. Jesteś jedynym powodem, dla którego wciąż z tym wszystkim walczę, znoszę to wszystko.
Nie wiem, co powiedzieć. Słowa Louisa uderzają we mnie z podwójną siłą, której nie jestem wstanie znieść. Łzy spływają po moich policzkach i nawet nie jestem w stanie ich opanować.
- Louis, proszę, przestań, nie mów tak, błagam.
- Ale to prawda! Wszystko co mówię to prawda, Harry. Wszystko. – Louis opiera się plecami o ścianę i zakrywa twarz rękoma. Podchodzę do niego i biorę go w ramiona. Płacze, oboje płaczemy.
- Nie chcę, żebyś cierpiał, przepraszam – mówię, całując czubek jego głowy.
 - Więc pozwól mi odejść.
Patrzę na Louisa, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko naprawdę się dzieje. Przecież on chciał walczyć, chciał ten pozostały czas wykorzystać jak najlepiej. Zrobił listę i jeszcze dosłownie chwile temu był taki szczęśliwy.
- Ale… je nie chcę cię tracić.
- I tak mnie stracisz! Zrozum to wreszcie! I tak odejdę! – krzyczy, wstając nagle. – Każdego ranka zastanawiam się, czy będę w stanie normalnie funkcjonować! Każdej nocy budzę się z bólem brzucha! Każdego wieczora myślę, ile czasu mi jeszcze pozostało i że jest on krótszy o jeden dzień i być może w mgnieniu oka już go nie będzie! Każdego dnia przyzwyczajam się do tego, że jesteś obok! Każdego dnia coraz bardziej cię kocham! Każdego dnia, kiedy myślę o tym, co będzie niedługo widzę coraz ciemniejsze obrazy! Coraz bardziej boję się śmierci! Dlaczego tego nie widzisz?!
Po chwili Louis idzie szybkim krokiem w stronę schodów, tym samym zostawiając mnie samego w przedpokoju, roztrzęsionego, płaczącego w dłonie.
Przecież obiecał mi, że będzie walczył. Dlaczego chce się poddać? Może doszedł do wniosku, że nie ma o co? Ale przecież jest o co. Walczymy o czas, o nasze ostatnie chwile, oboje. A może on ma racje? Może każda chwila to coraz większe przyzwyczajenie? Tak, on ma racje. Przez ten czas uczymy się żyć sobą, a przecież niedługo będziemy musieli się pożegnać. Z dnia na dzień coraz bardziej zakochuję się w Louisie, a to tylko wszystko utrudnia.
 Louis ma rację. Powinienem pozwolić mu odejść, teraz.

***

Kładę się obok płaczącego w poduszkę Louisa, a łzy nadal utrzymują się na moich policzkach. Wplątuję palce w jego włosy.
- Louis, spójrz na mnie – szepczę i po chwili widzę niebieskie tęczówki, które przepełnia ból. Muskam opuszkami palców jego policzek. – Kocham cię. Kocham cię najbardziej na całym świecie. Wiesz o tym, prawda?
Louis kiwa głową lekko.
- Myślałem nad tym, co mówiłeś. Jeśli naprawdę chcesz odejść to… pozwalam ci. Pozwalam ci odejść teraz. Jeśli naprawdę tego chcesz, to to zrób. Nawet nie wiesz, jak bardzo boli mnie to, co teraz mówię, ale jeśli tego chcesz, to pogodzę się z tym. Nie chcę, żebyś cierpiał.
Louis wzdycha cicho, układając głowę na mojej klatce piersiowej.
- Harry…
- Po prostu chcę, żebyś był szczęśliwy. – Składam pocałunek na ustach Louisa, a łzy skapują na prześcieradło. – Kocham cię.

Zasypiam, myśląc nad tym, czy obudzę się obok niego. Zastanawiam się, czy tej nocy odejdzie, zostawiając mnie zupełnie samego, z sercem rozbitym na miliony kawałków i z tęsknotą większą, niż kiedykolwiek.

___________________________________________________________________________________
Musiałam tak szybko skończyć ten rozdział i na takim momencie (wybaczcie :(), bo uwielbiam trzymać ludzi w niepewności  ( zła ja) haha. A tak na poważnie to nie mogłam i nie chciałem go inaczej kończyć. W sobotę dowiecie się, co zrobił (lub nie zrobił) Louis :)
Ściskam mocno i życzę udanej niedzieli :D xx 

3 komentarze:

  1. Jejku...to ff jest takie prawdziwe i piękne omg za każdym razem płacze KOCHAM CIE

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu płakałam, ja nie chcę żeby Louis umarł :c On nie może zostawić Harryego :( Czekam na next i mam nadzieje ze Lou nic nie zrobi.
    @69_with_batman

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mogę się uspokoić, rycze już jakieś 5 min ;(( to ff jest tak niesamowite, że aż brak mi słów żeby to opisać, proszę Cię, pisz dalej i nie przestawaj bo naprawdę masz do tego talent! z niecierpliwością czekam na następny rozdział i mam nadzieje że wszytko skończy się szczęśliwie ;(( jeju ja nadal rycze ;(((
    @MyPowerIsLARRY

    OdpowiedzUsuń