plakat

plakat

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 10


  Latarnie oświetlają ciemne uliczki Londynu, które przemierzam w celu kupienia choinki. Jutro dwudziesty czwarty grudnia, czyli dzień, który kocham najbardziej ze wszystkich.
 - Dzień dobry. - Witam szczerym uśmiechem starszą panią, stojącą za ladą, która również uśmiecha się do mnie miło.
- Dzień Dobry, w czym mogę pomóc? - pyta, kiedy spoglądam na pięknie ubrane, niewysokie drzewka.
- Szukam choinki, takiej, jak...- podchodzę do jednej z nich, przyglądając się jej ze zdumieniem. - Ta jest idealna.
- W porządku. - Kobieta kiwa głową krótko i podchodzi do drzewka, sprawdzając numer, jaki jest mu przypisany. - Dwadzieścia dwa, chyba została jeszcze jedna, zaraz wracam.
Uśmiecham się miło i patrzę na zegarek, który wskazuje godzinę dziewiętnastą. Chyba zdążę kupić prezent urodzinowy dla Louisa.
Po chwili widzę przed sobą zapakowaną w siatkę, złożoną choinkę. Podaję kobiecie wyznaczoną sumę pieniędzy i biorąc drzewko w zimne dłonie mówię ciche ''wesołych świąt'' na pożegnanie.
 Po wejściu do jeszcze jednego sklepu nareszcie jestem w domu. Kiedy zamykam za sobą drzwi, czuję drobne ramiona na moim pasie. Zamykam oczy, gdy malinowe usta składają delikatny pocałunek na mojej szyi. Obracam się, spotykając niebieskie tęczówki, które potrafię kochać z całego serca, jednak czegoś w nich brakuje, czegoś bardzo ważnego.
- Zimno, prawda? - Cichy głosik jest jak koc, którym otulam się w najgorszą pogodę.
- Tak, okropnie zimno - mówię, zdejmując czapkę.
- Kupiłeś choinkę? - pyta, a ja kiwam głową, wskazując na stojące w rogu drzewko. - Kupiłem też prezent dla Louisa.
Brunetka patrzy na mnie ze współczuciem, po czym bierze mnie w ramiona.
- Pojedziemy do niego jutro, obiecuję - mówi cicho.
- Wiem, jutro są jego urodziny. Nie wyobrażam sobie nie dać mu prezentu, albo nie złożyć życzeń.
- Wiem, Harry, wiem.
Dziewczyna delikatnie głaszcze mnie po plecach, całując moją skroń.
- Tato, tato! - słyszę i delikatnie odsuwam od siebie brunetkę. W naszą stroną biegnie mała, urocza dziewczynka, która jest moim oczkiem w głowie.
- Hej, Jesy - mówię, kucając. Mała wtula się we mnie, pokazując palcem na choinkę.
- Choinka! Mamo, patrz! Tata kupił choinkę! - krzyczy radośnie, a ja uśmiecham się, biorąc córeczke na ręce.
- Tak, skarbie. - Kobieta bierze małą rączkę Jesy w swoje dłonie i całuje ją delikatnie.
- Będziemy ją ubierać? - pyta, a ja kiwam głową.
- Oczywiście, że tak. – Uśmiecham się. – Idź z mamą po ozdoby, a ja rozpakuję nasze drzewko.
Jesy podskakuje szczęśliwie kilka razy i za chwilę razem ze swoją mamą znika za schodami.

***
 Patrzę na zdjęcie uśmiechniętego Louisa, po czym zamykam oczy. Próbuję przypomnieć sobie go takiego. Próbuję odtworzyć jego obraz w mojej głowie, która przepełniona jest myślami o wszystkich wspaniałych i gorszych chwilach, jakie przeżyliśmy. Nie żałuje prawie żadnej chwili jaką spędziliśmy razem, poza tą, w której umierał. Nigdy nie zapomnę jego opadających powiek, ostatnich słów, ostatniego pocałunku.
- To jest Louis? - Pyta Jesy, siadając na moich kolanach i wskazując paluszkiem na zdjęcie.
- Tak, to on - mówię cicho, kiwając głową.
- Jest piękny. - Dziewczynka bierze zdjęcie w swoje drobne dłonie, składając na nim delikatny pocałunek. - Kochałeś go?
- Nadal kocham - odpowiadam, całując Jesy w skroń.
- Tak samo mocno, jak mamusie? - pyta i zerka na mnie oczekując niełatwej odpowiedzi.
- Odrobinę bardziej - mówi brunetka, uśmiechając się.
- Chciałabym go poznać - wzdycha dziewczynka, kładąc głowę na moim ramieniu.
 Spoglądam smutno na leżące obok mnie małe pudełeczko. Biorę je w zimne dłonie i powoli wyciągam z niego srebrny, cieniutki pierścionek. Przyciskam usta do przedmiotu, po czym kładę go na nagrobku, tuż obok zdjęcia. Patrzę na tablice, na której widnieje imię i nazwisko miłości mojego życia, a łza spływa po moim policzku.
- Jesy, chodź. - Słyszę głos kobiety, która od jakiegoś czasu jest jednym z dwóch powodów, dla których jeszcze żyje. - Musimy iść.
- A tatuś? Czemu tatuś nie idzie? - pyta dziewczynka.
- Tatuś zostanie tu jeszcze chwilkę, ale zaraz przyjdzie. Chodź, skarbie.
 Jasy zeskakuje z moich kolan, po czym bierze w drobną dłoń rękę swojej mamy. Brunetka posyła mi współczujące spojrzenie i pokazuje palcem na bramę wyjścia z cmentarza. Kiwam głową krótko obiecując, że niedługo do nich przyjdę. Patrzę, jak odchodzą, tym samym zostawiając mnie zupełnie samego.
- Hej, skarbie - mówię cicho, wpatrując się w zdjęcie uśmiechniętego Louisa. - Dzisiaj wigilia i twoje urodziny. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Ja...nie wiem, co mam ci powiedzieć. To tak cholernie niezręczne mówić  jakby do samego siebie, czekając na odpowiedź, której nigdy nie dostanę. Wiesz, czasem myślę, że wszystko co ma teraz miejsce było w jakiś sposób zaplanowane. Nie wiem, nie umiem tego wytłumaczyć. Po prostu...cholera, jest dobrze. Naprawdę jest dobrze. Jestem szczęśliwy, naprawdę. Mam wspaniałą córeczkę, która uwielbia piłkę nożną, tak samo, jak ty. Mam piękną żonę, która ma prześliczne, niebieskie tęczówki i tak cholernie przypomina mi ciebie. Ale to wszystko jest popieprzone, bo nie potrafię kochać jej tak mocno, jak kochałem ciebie. Ona mi pomaga, nawet nie wiesz, jak bardzo, ale...to ty jesteś miłością mojego życia, ale przecież ciebie już nie ma. Dlaczego odszedłeś? Miałeś mnie nie zostawiać, obiecywałeś...
  Kładę dłoń na zimnym, granitowym nagrobku, a pojedyncza łza spływa po moim czerwonym od mrozu policzku.
- Minęło tak dużo czasu, odkąd odszedłeś. Ułożyłem sobie życie i niczego nie żałuje, poza jednym. Najbardziej do końca życia będę żałować, że nie zbadałeś się wcześniej. Cholera, Louis. Mielibyśmy piękny dom, wzięlibyśmy przepiękny ślub, mielibyśmy cudowne dzieci. Nawet nie wiesz, ile dałbym, by cofnąć czas. Kocham moją rodzinę, ale…brakuje tutaj jednej osoby. Brakuje tu ciebie. Emily rozumie, co do ciebie czułem i chyba nadal czuję, bo patrząc na twoje zdjęcie nadal mam motylki w brzuchu. Nadal jestem w tobie zakochany i będę do końca. Już dziesięć lat cię przy mnie nie ma, a ja z roku na rok coraz bardziej za tobą tęsknie.
 Splatam ze sobą palce u moich dłoni i spoglądam na zachmurzone niebo.
- Wesołych świąt, słoneczko – mówię cicho, wycierając opuszkiem palca ślad łzy na moim policzku.
Wstaję powoli, ostatni raz zerkając na znicze, kwiaty i zdjęcie, którego tak bardzo nie chciałbym tu widzieć.
Odchodzę, zostawiając za sobą mój cały świat, który już nie istnieje. I chociaż minęło tyle czasu, nadal nie potrafię się z tym pogodzić.
- Harry? –słyszę i zatrzymuję się. Czy to możliwe, żebym się przesłyszał? Czy może moje myśli zaczynają wariować? Wydaję mi się, że słyszę…Louisa? Nie, to nie możliwe.
- Harry, wstawaj, proszę.
- Louis? – Odwracam się, ale nikogo nie widzę. Wzdycham cicho, naciągając czapkę na uszy i idę szybko w stronę wyjścia z cmentarza.
- Harry, Harry, Harry. – Słyszę nadal bardzo wyraźnie. Upadam, tym samym nie wiedząc co się ze mną dzieje. Po chwili robi się niezwykłe ciepło, a wszystkie obrazy, które przed chwilą widziałem, zamieniają się w niepokojącą czerń.

- Harry, wstawaj, błagam. Przepraszam cię za wszystko, tak bardzo przepraszam. Nie chcę umierać, będę walczył, obiecuję, będę przy tobie. Harry, obudź się, proszę.
 Mrugam kilkakrotnie, uchylając zaspane powieki. Czuję, jak ktoś z całych sił ściska moją dłoń. Zatrzymuję wzrok na Louisie, nie mogąc uwierzyć, że mogę go jeszcze zobaczyć. W jednej chwili wracają wszystkie wspomnienia z poprzedniego dnia i znów mam ochotę płakać, tym razem ze szczęścia. Mój Louis żyje, nie zrobił tego. Louis żyje.
Biorę jego kruche ciało w ramiona i delikatnie całuje jego czoło.
- Przepraszam, Harry, ja… - mówi cicho, ale nie pozwalam mu skończyć.
- Nie przepraszaj. Kocham cię, bardzo.
- Ja nie chcę umierać, tak bardzo nie chcę.
- Wiem, skarbie, wiem.
Wplatam palce w jego włosy, dziękując, że żyje.

***

- Wszystko w porządku? – pyta Louis widząc, w jakim jestem stanie. Odkładam łyżkę, którą chwilę temu jadłem płatki i spuszczam wzrok.
- Tak, wszystko okej, tylko…
- Tylko co? – Louis siada obok mnie, biorąc moją dłoń w swoje i delikatnie całuje moje knykcie.
- Miałem zły sen – mówię, odgarniając grzywkę przysłaniającą moje oczy.
- Jak bardzo zły?
- Śniło mi się, że umarłeś.
Louis zamiera. Patrzę w jego oczy, które zaszkliły się łzami i zaczynam żałować, że powiedziałem mu o tym śnie.
- Och, no tak, w sumie śniła ci się prawda – mówi smutno, a ja biorę jego twarz w dłonie, kręcąc głową.
- Louis, proszę, nie myśl o tym wszystkim w ten sposób. W ogóle o tym nie myśl, proszę. Ważne jest to co dzieje się tu i teraz, pamiętasz? To cytat z twojej ulubionej książki. Louis, proszę, przestań myśleć w ten sposób.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. To tylko sen, zwyczajny sen.
- Ale tak będzie, Harry. Ja umrę. Powiedz mi chociaż, czy byłeś w tym śnie szczęśliwy. Czy miałeś rodzinę, dom, przyjaciół…
- Louis, proszę. To tylko sen, zwykły sen. Sny nie przewidują przyszłości.
- Wiem, ale… - Oparł delikatnie głowę na moim ramieniu.
- Nie przejmuj się tym, słyszysz?
- W porządku – mówi jakby szczerze, jednak wiem, że kłamie.

***

 Siedzę na naszym łóżku w sypialni, z gitarą na kolanach. Obok mnie śpi Łatek, któremu najwidoczniej nie przeszkadza dźwięk pociąganych strun. Po chwili do pokoju wchodzi Louis, trzymają w dłoni zgniecioną kartkę.
- Lista? – pytam, a brunet kiwa głową, siadając obok mnie.
- Napiszemy piosenkę?
- Jeśli tego chcesz, oczywiście.
Biorę zeszyt leżący na szafce obok łóżka. Louis podaje mi długopis i uśmiecha się lekko.
- Masz jakiś pomysł? – pyta, a ja kręcę głową.
- Nie, a ty?
- Też nie.
 Siedzimy przez chwilę w ciszy. Wreszcie biorę kartkę i długopis i piszę pierwsze cztery linijki tekstu, które przed chwilą przyszły mi do głowy.

Shut the door
Turn the light off
I wanna be with you
I wanna feel your love

Louis zerka na napisany przeze mnie tekst, uśmiechając się lekko. Patrzę chwile na kartkę, po czym dopisuję dwie linijki:
I wanna lay beside you
I can not hide this even though I try

Louis zabiera ode mnie kartkę, dopisując:

Heart beats harder
Time escapes me
Trembling hands touch skin
It make this harder
And the tears stream down my face

 Po około dwudziestu minutach na kartce widnieje cały tekst naszej własnej piosenki. Muszę przyznać, że jest naprawdę piękna.
- Pomyślisz nad muzyką do niej? Tylko mi jej teraz nie zdradzaj. Zaśpiewasz mi ją, gdy...
- Dobrze – przerywam, nie chcąc, by wypowiadał ostatnie słowa, bo wiem, jak bardzo go bolą.
- Kocham cię. – Mówi, opierając głowę na moim ramieniu.
- Ja ciebie też – Odpowiadam, całując delikatnie jego knykcie. 

 Cały dzień spędzamy w domu, tylko ze sobą, jakby był to ostatni dzień naszej miłości. Jakby jutro wszystko miało się skończyć. 

 Zostało coraz mniej czasu, coraz mniej dni, godzin, minut. 
Coraz bardziej boję się dnia, w którym wszystko dobiegnie końca. 
Chciałbym cofnąć czas, ale nie potrafię. 

Patrząc na śpiącego Louisa boję się, że pewnej nocy jego powieki już nigdy się nie podniosą, a blask jego niebieskich tęczówek zostanie jedynie wspomnieniem, które tak bardzo będę chciał odzyskać, ale nie będę potrafił. 

___________________________________
 Ogroooomnie Was przepraszam za to, że dodaję ten rozdział tak późno. Miałam dodać go tydzień temu, ale miałam ogromne zaległości w szkole (udało mi się je na szczęście nadrobić) i do tego parę spraw osobistych się pojawiło i nie miałam nawet czasu usiąść i go napisać. Znalazłam jedynie czas w piątek i wczoraj, a dzisiaj dokończyłam i jest :) 
 Następny dodam w piątek :) (w razie czegoś - będę informować :)) xx

3 komentarze:

  1. kolejny cudowny rozdział ❤ znowu się popłakałam ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział :'( I ta piosenka idealnie pasuje...
    @69_with_batman

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest taki wcbeksnvgevjhe ♥
    Na początku myślałam że Lou na serio umarł ale potem już zakapowałam haha
    Oh i popłakałam się ohhhh znowu :)
    Pisz dalej słonko bo robisz to najlepiej ☺

    @luv_my_theo

    OdpowiedzUsuń