plakat

plakat

sobota, 7 lutego 2015

Epilog

Jeśli chcecie i nie będzie Wam to przeszkadzać w czytaniu to włączcie pierwszą piosenke z playlisty aka Owl City - Vanilla Twilight xx

_____________________

"Będę tęsknić za Twoimi obejmującymi mnie ramionami
Chciałbym wysłać Ci pocztówkę, mój drogi
Bo chciałbym żebyś tu był"

Leżę samotnie w tym samym miejsu, w którym zaledwie tydzień temu leżałem z Louisem. Tutaj, na naszym podwórku, za naszym domem.
Już tydzień żyję w świecie bez Louisa i...cholera...ten świat jest taki beznadziejny.

"Będę oglądać noc zmieniającą się w lekki błękit
Ale to nie to samo bez Ciebie
Bo potrzeba dwojga, aby cicho szeptać"

Wpatruję się w gwiazdy i zerkam na tą najjaśniejszą, której wcześniej nie widziałem. Wydaje mi się, że jakby zamrugała kilka razy, kiedy się uśmiechnąłem, ale może jedynie mi się zdaje?
Wyjmuję z koperty list, włączam małą lampkę na baterie za mną i zaczynam czytać:

Drogi Harry

Pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy? Gdy spotkaliśmy się zupełnie przez przypadek (albo raczej przez moje marne umiejętności jeżdżenia na rowerze)? Ja pamiętam ten dzień tak dokładnie. Już wtedy wiedziałem, że nie po raz ostatni widzę Twoje zielone tęczówki i urocze loczki. Kiedy leżeliśmy w szpitalnych łóżkach obok siebie, poznawaliśmy się coraz lepiej. Nigdy Ci tego nie mówiłem, ale każdej nocy patrzyłem na Ciebie, kiedy spałeś. Byłeś taki piękny, nadal jesteś. Słyszałem, jak mówisz przez sen. Chyba śniły Ci się koszmary. Czasem trzęśłeś się z zimna i wtedy kładłem się obok Ciebie, brałem Cie w ramiona i delikatnie całowałem Twoją skroń. Gdy już się nie trzęsłeś i widziałem, że wszystko w porządku, wracałem na swoje łóżko.
Tak strasznie żałuję, że nasze "zawsze" nie może trwać trochę dłużej.
Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwa miłość nigdy nie umiera. Można strzelać do niej z pistoletu bądź zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona i tak przetrwa. Jestem pewny, że nasza miłość jest prawdziwa i tak niesmowicie piękna.
Nie powiedziałem Ci czegoś bardzo ważnego, Hazz. Nie powiedziałem Ci czegoś, o czym powinieneś wiedzieć od dawna.
Wtedy w szpitalu, po naszym małym wypadku, wykryli u mnie raka. Już wtedy wiedziałem, że jestem chory, ale nie wiedziałem, ile czasu mi zostało. Pamiętasz te dni, kiedy bylem taki przybity, a Ty nie wiedziałeś, co mi jest? Jak myślałeś, że to przez badania, że wykryli coś, co mnie zniszczy? Miałeś racje, Harry. Już wtedy byłem chory i o tym wiedziałem, ale Ci nie mówiłem, bo bałem się, że ze mnie wtedy zrezygnujesz. Byłem taki głupi. Przepraszam, że Cie okłamywałem. Już wtedy lekarze nie dawali mi szans. Już wtedy mówili, że zostały mi może 2 albo 3 lata. Tak bardzo Cie przepraszam. Myślałem, że jak to przemilcze będzie lepiej. Lepiej dla mnie, dla Ciebie, dla nas. Wiesz, że czasem zapominałem o tej chorobie? Czasem po prostu ona dla mnie nie istniała. Liczyłeś się tylko Ty, tylko my. Pewnego dnia świadomość o niej wróciła, ale był to ten dzień, kiedy pojechałeś ze mną do szpitala, bo było ze mną coś nie tak. I tak jakby na nowo zaczynałem umierać. Przepraszam, Harry.
Jesteś dla mnie wszystkim, wiesz? Jesteś moją jedyną rodziną, jedynym przyjecielem. Jedyną osobą, którą byłem w stanie tak bardzo pokochać.
Jeśli czytasz ten list to znaczy, że mnie już nie ma. Boże, jak to strasznie brzmi. Nie ma nas, nie ma naszych idealnie splecionych dłoni i pocałunków, które tak bardzo kochałem. Przepraszam, nie powinienem tego pisać. Nie powinienem rozdrapywać jeszcze niezagojonych ran, przepraszam Skarbie.
Harry. Mój kochany, najdroższy Harry. Tak bardzo Cie kocham. I tak bardzo dziękuję za wszystko. Dziękuję za te dwa lata. Najwspanialsze dwa lata mojego życia.
Obiecuję, że zawsze będę obok Ciebie. Nie będziesz mnie widział, ale ja będę. Będę tuż obok. Będę patrzył na Ciebie w dzień i zasypiał z Tobą w nocy. Nigdy nie zostawię Cie samego, Harry. Nigdy Cie nie zostawię. Przysięgam.

- Wiem, Lou - mówię cicho, jakby do samego siebie. - Wiem.
Odwracam kartkę na drugą stronę.

Kocham Cie, Harry. Boże, tak bardzo Cie kocham. Jesteś moim całym światem, a ja jestem szczęściarzem, że mogę Cie kochać.

Na samym dole listu widnieje jeszcze mały napis:

Punkt 14 listy życzeń: Bądź szczęśliwy, Harry.

Nie gniewam się na niego za to, że nie powiedział mi o chorobie. Nie potrafię się na niego o to gniewać. Nie teraz, nie gdy tak cholernie za nim tęsknie. Tak bardzo chciałbym mieć go spowrotem przy sobie.

"Cisza nie jest taka zła
Dopóki nie popatrzę na swoje ręcę i nie poczuję się smutno
Bo przestrzenie między moimi palcami
Są takie, że Twoje palce pasują tam idealnie"

Choroba Louisa nauczyła mnie, że można umierać tak naprawdę nie umierając. Nauczyła mnie, jak bardzo można cierpieć i jak dużo można wylać łez w jedną noc.

"Tyle razy ile mrugam
Będę myśleć o Tobie dzisiejszej nocy"

Nie mam wątpliwości, że Louis był prawdziwym Aniołem, ze skrzydłami ukrytymi pod skórą.
Nie pytajcie, skąd to wiem. Po prostu wiem.
Louis był Aniołem, nadal nim jest. Teraz rozświetla niebo swoim blaskiem.
I może się uśmiecha?

Kocham go, Boże, jak ja go kocham.

"I zapomnę o świecie, który znałem
Ale przysięgam, nie zapomnę o Tobie
Oh, gdyby mój głos mógł sięgnąć do przeszłosci
Wyszeptałbym Ci do ucha:
Oh kochanie, chciałbym, żebyś tu był"

______________________________________________________________________________________________________________

No i mamy koniec.
Nawet nie wiecie, jak mi teraz dziwnie :(
No ale jak ja to zawsze mówię: wszystko się kiedyś kończy.

Chcę ogromnie podziękować za wszystkie komentarze. Były one naprawdę pomocne i bardzo mnie motywowały, także ogromnie za nie dziękuję <3

I dziękuję Wam oczywiście za poświęcenie swojego czasu na czytanie tego opowiadania. To dla mnie ogromnie wiele znaczy. Każdy czytelnik to skarb i bardzo Wam wszystkim dziękuje, z całego serduszka <3

Mam nadzieję, że mimo takiego zakończenia ta historia Wam się podobała :)

Jeszcze raz wszystkim ogromnie dziękuję <3

Miłej niedzieli kochani!

xxx

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 18

Louis patrzy na naszą fotografię stojącą na kominku. Podchodzę do niego, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Skąd wiesz, że już czas? - pytam.
- Po prostu wiem, czuję to. Czuję jak moje powieki są coraz cięższe, jak trudniej mi oddychać. Serce boli jak nigdy dotąd, wszystko boli jak nigdy dotąd, każdy ruch, czynność. - Wzdycham, cudem powstrzymując łzy napływające do moich oczu. - Jestem pewny, Harry. To dzisiaj, tej nocy. Nie myśl, że jestem słaby i chce się poddać, to nie tak. Ja po prostu...
- Wiem, kochanie, wiem - szepczę w jego ucho i delikatnie przyciskam usta do jego policzka.
- Harry, ja tak bardzo nie chcę umierać, tak strasznie chcę jeszcze żyć - mówi, wtulając się we mnie z całych sił.
- Ciii - uspokajam go, ale kto w takim razie uspokoi mnie?
Trzymam go w ramionach, kołysząc nas lekko i oddałbym tak wiele, żeby trwało to całą wieczność. Nasze małe "do końca świata" brzmi tak idealnie, kiedy on jest tutaj. Jest takie idealne, gdy trzymam go w ramionach, nie myśląc o tym, że już jutro go nie będzie, a ja zostanę zupełnie sam. Jeden mały Harry na cały ogromny świat. Świat bez Louisa.
Czasem sobie myślę, jakby wyglądał świat bez nas i, cholera, byłby taki beznadziejny.
- Mogę zadzwonić do twoich rodziców? - pyta nagle, na co kiwam głową, podając mu telefon.
- Dziękuję. - Muska delikatnie moje usta. Bierze ode mnie komórke i siada na kanapie, szukając w kontaktach numeru mojej mamy. Stoję oparty o ściane, patrząc na Louisa, który ociera spływajacą po policzku łze.
Uczucie, że patrzysz na kogoś, kogo za chwilę nie będzie jest gorsze od wszystkiego. Kochasz tą osobę tak cholernie, ponad wszystko, a jej za chwile zabraknie. Masz ochotę krzyczeć, płakać, umrzeć. To wszystko jest takie beznadziejne.
- Hej, tu Louis - słyszę załamujący się głos. - Dzwonie, żeby się pożegnać. - Cisza. - Nie płacz, proszę. - Cisza. - Wybaczcie, że nie przyjadę ale...nie umiem, nie potrafię, nie mam już sił. Przepraszam. - Cisza. - Dziękuję za wszystko, jesteście moją rodziną, tak bardzo was kocham i tak bardzo za wszystko dziękuję. Boże, tak mi przykro, że mówię to dopiero teraz i do tego przez telefon. - Znów krótka cisza. - Nie, nie przyjeżdżajcie. Proszę, zróbcie to dla mnie i nie przyjeżdżajcie. Nie chcę żebyście widzieli mnie w takim stanie. - Cisza. - Tak, Harry jest obok. - Louis patrzy na mnie i dopiero teraz widzę jego czerowone oczy i mokre od łez policzki. - Ja też was kocham, bardzo i tak ogromnie jestem wam wdzięczny. - Podchodzę do niego, biorąc go w ramiona. Jego głos załamuje się coraz bardziej. - Dobranoc.
Odkłada telefon obok siebie i wybucha płaczem. Przytulam go z całych sił. W końcu płaczemy oboje, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa.

***

- Tutaj - mówi Louis rozkładając koc.
Jesteśmy na podwórku za domem. Z miejsca, które wybrał brunet idealnie widać gwiazdy i księżyc, który sprawia, że wokół nie jest aż tak ciemno. Patrzę, jak Louis powoli kładzie się na kocu i wzdycha cicho. Koło niego rozkładam drugi, a trzecim okrywam nasze nieco zmarznięte ciała.
- Są takie piękne - słyszę i zerkam na Lou, który wpatrzony jest w niebo nad nami. Sięgam po jego dłoń, kładąc ją sobie na klatce piersiowej i bawię się jego drobnymi, chudziutkimi palcami. - Spójrz, Hazz, jak piękne jest niebo tej nocy.
- Tak, jest piękne - przytakuję.
Chwilę leżymy w milczeniu. Słychać jedynie nasze oddechy i świersze, które jakby grają dla nas jedną z najpiękniejszych kołysanek.
Wreszcie Louis siada, wyciągając z kieszeni złożoną na kilka części koperte. Podaje mi ją, nic nie mówiąc.
- Co to? - pytam wreszcie.
- Coś ważnego. Obiecaj, że to przeczytasz. Nie teraz, nie dzisiaj, ale obiecaj. - Kiwam głową, szepcząc krótkie "obiecuję" i wkładam koperte do kieszeni kurtki.
- Lou, ty...chciałeś, żebym napisał dla ciebie list, ale...nie potrafiłem, przepraszam. Za każdym razem gdy chciałem go napisać ja...nie potrafiłem, po prostu....
- Harry, rozumiem, naprawdę - mówi, łapiąc moją dłoń. - Nic nie szkodzi, skarbie. Szczerze? Nie zależy mi na tym liście tylko żebyś ze mną tu teraz był, a jesteś i to mi wystarcza.
Całuję czoło Louisa, uśmiechając się delikatnie. Czuję, jak łzy zaczynają napływać mi do oczu.
- Wszystko okej? - pytam, kiedy Louis łapie się za brzuch, zamykając oczy, a na jego twarzy pojawia się dziwny grymas.
- Ja...nie wiem, słabo mi. - Kładzie się, nadal trzymając moją dłoń. - Zaśpiewamy naszą piosenkę?
- Oczywiście skarbie.
Biorę gitarę i dłonią wycieram pojedyńczą łze spływającą po moim policzku.

Shut the door
Turn the light off
I wanna be with you
I wanna feel your love
I wanna lay beside you
I can not hide this even though I try

Louis wpatruje się we mnie z lekkim uśmichem, kiedy zaczynam naszą piosenkę. Naszą kołysankę.

Heart beats harder
Time escapes me
Trembling hands touch skin
It makes this harder
And the tears stream down my face

Śpiewa swoim cichutkim głosikiem i...Boże...brzmi jak najprawdziwszy anioł.

If we could only have this life for one more day
If we could only turn back time

Ten kawałek śpiewamy razem. Cholera, nasze głosy tak idealnie do siebie pasują.

You know I'll be
Your life, your voice your reason to be
My love, my heart
Is breathing for this
Moment in time
I'll find the words to say
Before you leave me today

Zamykam oczy, śpiewając refren i już nawet nie zatrzymuję łez.

Close the door
Throw the key
Don't wanna be reminded
Don't wanna be seen
Don't wanna be without you
My judgement is clouded
Like tonight's sky

Ale niebo nie jest zachmurzone tej nocy, a Louis chce być pamiętany, ale tylko przeze mnie.

Hands are silent
Voice is numb
Try to scream out my lungs
But it makes this harder
And the tears stream down my face

If we could only have this life for one more day
If we could only turn back time

Tak pięknie to brzmi, kiedy śpiewamy razem.

You know I'll be
Your life, your voice your reason to be
My love, my heart
Is breathing for this
Moment in time
I'll find the words to say

Patrzę na Louisa, na jego mokre policzki, które w blasku księżyca wyglądają jak pokryte najpiękniejszym brokatem.

Before you leave me today

Odkładam gitare i szybko wycieram łzy.
- Nie musisz - mówi Lou, znów splatając palce naszych dłoni. - Łzy nie są oznaką słabości. Pokazują, jak odważni jesteśmy i jak wiele potrafimy przejść. Nie potrafimy panować nad łzami bo jedynie one doskonale wiedzą, kiedy powinny popłynąc po naszych policzkach i teraz jest ten czas. Proszę, pozwól im.
Kiwam powoli głową. Louis uśmiecha się delikatnie i znów kładzie się na kocu. Za chwilę trzymam go w ramionach. Jego głowa spoczywa na mojej klatce piersiowej, a nasze palce nadal pozostają splecione.
- Wiesz, co ktoś mi kiedyś powiedział? - mówię cicho.
- Co takiego?
- Że anioły po śmierci znajdują swoje miejsce na niebie i zamieniają się w gwiazdy by świecić dla tych, którzy ich kochają, a którzy pozostali tutaj, na Ziemi.
- Dosyć mądre.
- Tak, i wiesz co? Będę co noc obserwował niebo w poszukiwaniu ciebie, a kiedy już cie znajdę będę podziwiał twoj blask bo jestem pewien, że będziesz świecił najjaśniej z tych wszystkich gwiazd. Tak bardzo cie kocham i nie żałuję żadnej chwili spędzonej z tobą, przysięgam. Jesteś moim wszystkim, skarbie i...cholera, nie poradze sobie bez ciebie.
- Poradzisz.
- Nie poradzę, Lou.
- Poradzisz, zawsze sobie radziłeś. Jesteś wspaniały. Założysz rodzine, będziesz miał dzieci, kochają żone lub męża. Będziesz szczęśliwy, dopilnuję tego, obiecuję. Kocham cię.
Czuję serce Louisa, które zaczyna bić coraz wolniej. Jego oddech nie jest taki, jaki powinnien być. Coś się dzieję i chyba wiem co. Nadchodzi mój koniec świata. Nasz koniec świata.
- Lou? Loulou? Skarbie?
- Kocham cię, Harry. Tak ogromnie cie kocham. Najbardziej na świecie. Proszę, nie żegnaj się ze mną, dobrze? Nie mów "dobranoc" ani "do widzenia". Po prostu się nie żegnaj.
- Nigdy o tobie nie zapomnę, Lou. Przysięgam - mówię cicho. Mokre ślady łez pokrywają moje policzki i przybywa ich coraz więcej i nie potrafię ich powstrzymać. Nie chcę ich powstrzymać. - Kocham cię.
- Nic już nie mów, Harry. Zaśnij, proszę. Miłych snów, skarbie. Mam nadzieję, że nie będziesz miał już nigdy więcej koszmarów. - Mam ochotę krzyczeć, powiedzieć coś, ale nie mówię. Nic już nie mówię. Louis łączy nasze usta w pocałunku. W ostatnim pocałunku. Oddałbym wszystko, żeby trwał wieczność. Naszą małą wieczność. Nasze małe zawsze. - Tak bardzo chciałbym mówić ci to co noc. Budzić cie pocałunkiem. Ale ja tej nocy już się nie obudzę i nie będę mógł cie pocałować. Tak strasznie mi przykro. Harry, ja...nie boję się. Nie boję się bo wiem, że jesteś przy mnie. Jesteś jak lekarstwo na całe zło i przy tobie nawet nie straszna mi śmierć. Przperaszam za wszystkie łzy, jakie przeze mnie wylałeś i dziękuję za wszystko. Dziękuję za to, że pokochała mnie tak wspaniała osoba, jak ty. Dziękuję, że jestem szczęściarzem, który mógł pokochać ciebie, z całego serca, które za chwile przestanie bić. Jesteś dla mnie wszystkim, Hazz. Kocham cię.
I to były ostatnie słowa wypowiedziane tej nocy. Ostatnie słowa, które usłyszałem. Ostatnie słowa Louisa.
Nie mówiłem już nic więcej. Prosił, bym nic nie mówił i nie powiedziałem. Jedynie w mojej głowie plątały się obietnice i słowa, które chciałem mu powiedzieć, ale tego nie zrobiłem.

I w pewnej chwili Louis przestał oddychać, a jego serce przestało bić. Louis po prostu zasnął, a ja nie mogłem go obudzić.
I do końca trzymałem go w ramionach i miałem nadzieję, że go nie bolało. Wierzyłem, że odszedł szczęśliwy. Chciałem, by tak było.

I kochałem go do końca, nadal kocham.



Śpij dobrze, mój mały Lou.



______________________________________________________________________________

Kto płacze łapka w góre (ja). Serio, popłakałam się przy pisaniu tego rozdziału.
Kiedy kiedyś wyobrażałam sobie zakończemie tego ff to ryczałam jak bóbr, przysięgam.
Ehhh troche schrzaniłam ten rozdział :( i przepraszam, że pojawił się dopiero teraz :(
W sobotę epilog i koniec ahh czemu ten czas tak szybko leci? :(