Patrzę na Louisa układającego swoje ulubione książki.
Chłopak staje na palcach próbując ułożyć pierwszy tom Harry’ego Pottera na
najwyższej z półek i wygląda przy tym niezwykle uroczo. Mimo starań nie
dosięga, więc podchodzę do niego i delikatnie odwracam w swoją stronę. Louis
uśmiecha się kiedy chwytam go za uda i podsadzam do góry.
- Nienawidzę tego, że jestem taki niski – mówi, a ja kręcę
głową.
- A ja to kocham, wiesz? – Stawiam Louisa na podłodze i
biorę jego dłonie w swoje. – Kocham to, ponieważ kiedy cię przytulam, mogę
objąć cię całego, a ty możesz ułożyć głowę na mojej klatce piersiowej i słyszeć
moje serce, które bije tylko dla ciebie.
- Sam to wymyśliłeś? – Louis chichocze, a ja składam
delikatny pocałunek na czubku jego nosa.
- Powiedzmy. – Uśmiecham się.
- Harry – szepcze po chwili. – Zabrałeś z naszego mieszkania
listę, prawda?
- Tak. – Przypominam sobie kawałek papieru, którego tak bardzo
nienawidzę. To nie tak, że nie chcę pomóc Louisowi w spełnieniu jego pragnień
czy marzeń, ja po prostu nie umiem sobie poradzić z myślą, że jeśli wszystkie
punkty zostaną skreślone, jego już nie będzie. Ostatni punkt jest jak koniec
całej naszej historii, jak ostatni akapit w książce. Czasem nie potrafię
zrozumieć, dlaczego się jeszcze trzymam. To wszystko tak cholernie boli, do
granic możliwości.
- Harry, niedługo zostaną jedynie dwa miesiące – mówi, a ja
wzdycham, próbują powstrzymać łzy cisnące się do moich oczu. – Zawsze chciałem
mieć tatuaż…
- Ubieraj się. – Louis patrzy na mnie pytająco.
- Słucham?
- Ubieraj się, jedziemy zrobić tatuaż – powtarzam,
wzruszając ramionami.
- Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie. – Louis uśmiecha
się szczerze i po chwili łączy nasze usta. - Tak bardzo cię kocham.
Jego uśmiech. Jego cholerny uśmiech, który potrafi
rozświetlić najbardziej pochmurny dzień. Gdzie będę mógł go ujrzeć, kiedy jego
zabraknie? Jedynie na fotografiach. Będę trzymał nasze wspólne zdjęcia i
wspomniał momenty, w których byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.
Pamiętam, jak moja mama płakała przeglądając nasz rodzinny album. Pamiętam, jak
powiedziała mi, że tęskni za tatą całym sercem, i że oddałaby wszystko, żeby
był z nami. Pamiętam jej łzy spływające po fotografiach. Kiedy byłem mały i nie
rozumiałem, gdzie jest tata ona mówiła, że musiał wrócić tam, skąd do nas
trafił. Mama wierzyła i chyba nadal wierzy, że tata był aniołem i może to
prawda? Może powinienem poprosić go, żeby zaopiekował się Louisem? To wszystko
wydaje się takie dziecinne, ale to przecież dzieci zawsze mają najszczersze
myśli, prawda? Być może wiedzą więcej,
niż nam się wydaje.
I nawet teraz, siedząc w aucie z Louisem myślę o tym, jak
bardzo naiwny jestem. Ludzie wmawiają nam od zawsze, że ci, którzy odchodzą po
prostu znikają i nigdy nie wracają. Ich dusza umiera, ich ciała także, zakopane
głęboko pod ziemią lub spalone. Może
jest zupełnie inaczej? Sam nie wiem, co o tym myśleć. Chciałbym wierzyć, że
Louis nie odejdzie, że zostanie pomimo, że nie będę w stanie go ujrzeć.
Nie wiem. Nie rozumiem i być może nie potrafię zrozumieć,
nie chcę zrozumieć…
- Będzie boleć? – Słyszę pytanie Louisa i odwracam głowę w
jego stronę. Chłopak jest blady, a jego ciało wygląda, jakby było przykute do
krzesła.
- Trochę, ale to naprawdę nic –mówi mężczyzna, który za
chwilę ozdobi jakąś część ciała Louisa czarnym tuszem.
- Może jednak do ciebie przyjść? – pytam, ale Louis patrzy
na mnie i kręci głową.
- Ten tatuaż ma być niespodzianką – wyjaśnia, a ja wywracam
teatralnie oczami i wracam do czytania jakiegoś czasopisma.
Po dwóch godzinach
czytania babskich gazet widzę Louisa,
który podchodzi do mnie szczęśliwy, z
czymś w rodzaju bandaża na nadgarstku lewej ręki.
- I jak? Bolało? – pytam, ale Louis kręci głową z dumą.
Uśmiecham się, składając pocałunek na czole chłopaka. – Poczekaj tu, idę
zapłacić.
- Już to zrobiłem – mówi, a ja przyglądam mu się pytająco.
- Skąd miałeś pieniądze?
- Kiedyś wspomniałem przy twojej mamie o tatuażu i dała mi
na niego pieniądze. Nie chciałem ich przyjąć, bo to za duża suma, ale nalegała,
a ja nie chciałem sprawić jej przykrości. Twoja mama jest aniołem.
- Och, w porządku.
Louis uśmiecha się, zerkając na swój zasłonięty nadgarstek.
Przez całą drogę do domu zastanawia mnie, co przedstawia
tatuaż, który zdobi jego ciało. Chłopak jest z niego naprawdę zadowolony, bo
uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Uwielbiam patrzeć na jego promienisty,
niewymuszony uśmiech, który ostatnio pojawia się bardzo rzadko. Chciałbym, żeby
Louis już zawsze był tak szczęśliwy, nawet, jeśli to ,,zawsze’’ to jedynie dwa
miesiące i kilka dni.
***
Louis staje przed
lustrem i powoli zdejmuje bandaż. Podchodzę do niego, po czym całuję jego
skroń.
- Nie wiem, czy ci się spodoba – mówi, kiedy tatuaż zasłania
już jedynie jego drobna dłoń. Patrzy na to miejsce i wzdycha cicho. Staję przed
nim i chwytam jego podbródek.
- Na pewno jest piękny. – Muskam delikatnie jego usta, na co
Louis uśmiech się lekko. – Poza tym to nie mnie ma on się podobać, tylko tobie.
- Ale on jest w pewnym sensie dla ciebie.
- Więc go pokaż.
Louis chwilę stoi bez ruchu, ale wreszcie decyduje się
zabrać dłoń. Tatuaż, który zdobi jego
nadgarstek przedstawia kotwice. Jest niewielki, ale wygląda naprawdę ślicznie.
- I co myślisz? – pyta niepewnie, kiedy biorę jego lewą dłoń
w swoje i wpatruję się w pokryte czarnym tuszem miejsce na jego ciele.
- Jest piękny – mówię zgodnie z prawdą. – Ale dlaczego
kotwica?
- Kotwica symbolizuje chęć pozostania na wyznaczonym
miejscu. Chciałbym po prostu zostać tu, gdzie jestem. Chciałbym żyć dalej. Być
z tobą i nic nigdy nie zmieniać. Nie mogę tego mieć, dlatego pod tym tatuażem
jest też mały napis, spójrz.
Rzeczywiście. Pod kotwicą widnieje malutkie ,,I can’t’’ z
daleka nie widoczne dla oka. Muskam ustami to miejsce, po czym powoli zdejmuję
koszulkę Louisa.
- Co robisz? – pyta zdezorientowany, ale nie odpowiadam. Staję
za nim, wpatrując się w jego lustrzane odbicie. Louis spuszcza głowę, kiedy
zatrzymuję wzrok na jego brzuchu. W głowie mam Louisa sprzed dwóch lat. Tego
uśmiechniętego chłopaka, o idealnym ciele. Tego, w którym się zakochałem. On
nadal tu jest, stoi przede mną, ale…gdzie podziało się jego dawne ciało? Gdzie
podział się ten uroczy brzuszek, którego on tak nie lubił, bo uważał, że był za
duży, a który ja tak bardzo kochałem? Gdzie podziały się te ramiona? I dlaczego
widać jego żebra?
- Louis… - szepczę, stając z powrotem przed nim.
- Widzisz, Harry? Znikam. Powoli się rozpadam, jak
potłuczona szklanka. Niedługo nic ze mnie nie zostanie. I to nie dlatego, że
nic nie jem. Staram się jeść, chociaż wcale nie mam ochoty. Coś we mnie mnie
niszczy. Nie mów, że to przeze mnie. To nie moja wina, naprawdę. Nie chcę być
taki, nie chcę.
Po policzkach Louisa spływają łzy, które szybko wycieram
opuszkami palców.
Nienawidzę patrzeć na niego, kiedy płacze. Wygląda wtedy,
jakby cierpiał, a ja nie mogę nic z tym zrobić.
- Cii, nie płacz – mówię cicho, biorąc jego kruche ciało w
ramiona. – Jesteś piękny.
- Dlaczego to musi tak wyglądać? Nie mogę po prostu umrzeć
teraz? W tej chwili? Mam dość myślenia o śmierci i o tym, kiedy to nadejdzie.
Nie chcę tak żyć, Harry, tak bardzo nie chcę już żyć. Pomóż mi umrzeć, teraz.
- Louis, co ty mówisz? – pytam, nie mogąc uwierzyć w to, co
słyszę. Co on do cholery mówi?
- Napraw mnie, lub pozwól mi odejść. Nie zniosę tego. Dlaczego
nie mogę umrzeć teraz?! Mam tego wszystkiego dość! – krzyczy, wyrywając się z
moich objęć. – Jesteś okropnie samolubny! Nie obchodzi cię to, że się męczę!
Nie obchodzi cię to, że każdej nocy, kiedy śpisz, wymiotuję. Nie obchodzi cię
to, że mam dość brania tych cholernych tabletek! Nie obchodzi cię to, że zasypiam
czując się tak jak kiedyś, ale kiedy się budzę, znów jestem chory! Każdego
ranka zastanawiam się, czy będę w stanie wstać z łóżka! Każdego wieczora
zastanawiam się, czy się obudzę, czy nie zasnę na zawsze, zostawiając cię bez
słowa! Gdybym był samotny, już dawno byłbym martwy. Jesteś jedynym powodem, dla
którego jeszcze żyje. Jesteś jedynym powodem, dla którego wciąż z tym wszystkim
walczę, znoszę to wszystko.
Nie wiem, co powiedzieć. Słowa Louisa uderzają we mnie z
podwójną siłą, której nie jestem wstanie znieść. Łzy spływają po moich
policzkach i nawet nie jestem w stanie ich opanować.
- Louis, proszę, przestań, nie mów tak, błagam.
- Ale to prawda! Wszystko co mówię to prawda, Harry.
Wszystko. – Louis opiera się plecami o ścianę i zakrywa twarz rękoma. Podchodzę
do niego i biorę go w ramiona. Płacze, oboje płaczemy.
- Nie chcę, żebyś cierpiał, przepraszam – mówię, całując
czubek jego głowy.
- Więc pozwól mi
odejść.
Patrzę na Louisa, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko
naprawdę się dzieje. Przecież on chciał walczyć, chciał ten pozostały czas
wykorzystać jak najlepiej. Zrobił listę i jeszcze dosłownie chwile temu był
taki szczęśliwy.
- Ale… je nie chcę cię tracić.
- I tak mnie stracisz! Zrozum to wreszcie! I tak odejdę! –
krzyczy, wstając nagle. – Każdego ranka zastanawiam się, czy będę w stanie
normalnie funkcjonować! Każdej nocy budzę się z bólem brzucha! Każdego wieczora
myślę, ile czasu mi jeszcze pozostało i że jest on krótszy o jeden dzień i być
może w mgnieniu oka już go nie będzie! Każdego dnia przyzwyczajam się do tego,
że jesteś obok! Każdego dnia coraz bardziej cię kocham! Każdego dnia, kiedy
myślę o tym, co będzie niedługo widzę coraz ciemniejsze obrazy! Coraz bardziej
boję się śmierci! Dlaczego tego nie widzisz?!
Po chwili Louis idzie szybkim krokiem w stronę schodów, tym
samym zostawiając mnie samego w przedpokoju, roztrzęsionego, płaczącego w
dłonie.
Przecież obiecał mi, że będzie walczył. Dlaczego chce się
poddać? Może doszedł do wniosku, że nie ma o co? Ale przecież jest o co.
Walczymy o czas, o nasze ostatnie chwile, oboje. A może on ma racje? Może każda
chwila to coraz większe przyzwyczajenie? Tak, on ma racje. Przez ten czas
uczymy się żyć sobą, a przecież niedługo będziemy musieli się pożegnać. Z dnia
na dzień coraz bardziej zakochuję się w Louisie, a to tylko wszystko utrudnia.
Louis ma rację. Powinienem
pozwolić mu odejść, teraz.
***
Kładę się obok płaczącego w poduszkę Louisa, a łzy nadal
utrzymują się na moich policzkach. Wplątuję palce w jego włosy.
- Louis, spójrz na mnie – szepczę i po chwili widzę
niebieskie tęczówki, które przepełnia ból. Muskam opuszkami palców jego
policzek. – Kocham cię. Kocham cię najbardziej na całym świecie. Wiesz o tym,
prawda?
Louis kiwa głową lekko.
- Myślałem nad tym, co mówiłeś. Jeśli naprawdę chcesz odejść
to… pozwalam ci. Pozwalam ci odejść teraz. Jeśli naprawdę tego chcesz, to to
zrób. Nawet nie wiesz, jak bardzo boli mnie to, co teraz mówię, ale jeśli tego
chcesz, to pogodzę się z tym. Nie chcę, żebyś cierpiał.
Louis wzdycha cicho, układając głowę na mojej klatce
piersiowej.
- Harry…
- Po prostu chcę, żebyś był szczęśliwy. – Składam pocałunek
na ustach Louisa, a łzy skapują na prześcieradło. – Kocham cię.
Zasypiam, myśląc nad tym, czy obudzę się obok niego.
Zastanawiam się, czy tej nocy odejdzie, zostawiając mnie zupełnie samego, z
sercem rozbitym na miliony kawałków i z tęsknotą większą, niż kiedykolwiek.
___________________________________________________________________________________
Musiałam tak szybko skończyć ten rozdział i na takim
momencie (wybaczcie :(),
bo uwielbiam trzymać ludzi w niepewności
( zła ja) haha. A tak na poważnie to nie mogłam i nie chciałem go
inaczej kończyć. W sobotę dowiecie się, co zrobił (lub nie zrobił) Louis :)
Ściskam mocno i życzę udanej niedzieli :D xx